Autorem artykułu jest Tomasz Biegański
Schleswig-Holstein
Schleswig-Holstein - niemiecki pancernik z okresu obu wojen światowych. Przyjmuje się, że ostrzał Westerplatte z jego dział o godzinie 4.45 1 września 1939 stanowił początek II wojny światowej.
De facto ostrzał rozpoczął się trzy minuty później, o 4.48, a przyczyną opóźnienia była konieczność przestawienia okrętu z głębi Kanału Portowego do tzw. Zakrętu Pięciu Gwizdków. Był to jeden z 5 pancerników - przeddrednotów typu Deutschland (jednym z jego okrętów bliźniaczych był "Schlesien"). Nazwa okrętu pochodzi od jednego z krajów związkowych Niemiec - Szlezwiku-Holsztynu. "Schleswig-Holstein" wszedł do służby w 1908 r. Koszt budowy to 25 mln reichsmarek. Używany był bojowo w czasie I wojny światowej, m.in. brał udział w bitwie jutlandzkiej. Po I wojnie światowej zezwolono Niemcom zachować 6 przestarzałych pancerników, między którymi był "Schleswig-Holstein". W latach 1926-1935 był to okręt flagowy floty niemieckiej, od 1936 używany był jako okręt szkolny. 1 lipca 1939 r. dowództwo okrętu objął Käpitan zur See Kleikamp, a sam okręt został wyznaczony do złożenia w sierpniu wizyty w Gdańsku na zaproszenie Senatu Wolnego Miasta, której celem było uczczenie pamięci poległych na Bałtyku i pochowanych w Gdańsku w sierpniu 1914 r. marynarzy z krążownika "Magdeburg" (zatopiony przez własną załogę w Zatoce Fińskiej, zginęło kilkunastu marynarzy). Natomiast tajne plany, jakie otrzymał dowódca przewidywały ostrzelanie polskiej placówki wojskowej na Westerplatte, a po złamaniu jej oporu udział przeciw flocie polskiej. 18 sierpnia "Schleswig - Holstein" opuścił Kilonię i udał się do Zatoki Strand gdzie pobrał amunicję, po czym 22 sierpnia wyruszył do Świnoujścia. Po krótkim postoju 24 sierpnia o godz. 11:00 wyruszył do Gdańska. O godz. 20:10 na wysokości Ustki nastąpiło spotkanie z 1 Flotyllą Trałowców i na pokład pancernika zaokrętowano marynarzy z kompanii szturmowej Kriegsmarine. Do Gdańska okręt wszedł 25 sierpnia i zacumował przy nabrzeżu w Nowym Porcie naprzeciw Westerplatte. Następnie pancernik wizytował Wysoki Komisarz Ligi Narodów w Wolnym Mieście Gdańsku Carl Burckhardt i minister RP w Gdańsku Chodacki. Przez cały czas na okręcie w sposób dyskretny obowiązywała wachta bojowa artylerii 15 cm, ponadto maszyny miały być w pogotowiu, aby w ciągu 1/2 godziny uzyskać potrzebną moc do opuszczenia nabrzeża. O godz. 15:02 na okręt dociera rozkaz o rozpoczęciu działań wojennych 26 sierpnia o godz.04:30, który odwołano w nocy. 26 sierpnia rozpoczęto uroczystości upamiętniające marynarzy z krążownika "Magdeburg". O godz. 18:00 holowniki przeholowały okręt z Nowego Portu w rejon twierdzy Wisłoujście, tam wyokrętowano kompanię szturmową. 31 sierpnia na pancernik dociera meldunek radiowy o rozpoczęciu działań w dniu 1 września o godz. 04:45. Rano 1 września "Schleswig - Holstein" opuścił swoje miejsce postoju i zacumował przy warsztatach Rady Portu na tzw. Zakręcie Pięciu Gwizdków. O godz. 04:43 dowódca pancernika wydaje rozkaz artylerii do otwarcia ognia. Pięć minut później odzywają się działa kalibru 28 cm i 15 cm przeciw Westerplatte. Ostrzał trwa do godz. 04:55, pancernik zużywa 8 pocisków 28 cm i 59 pocisków 15 cm. O godz. 05:45 holownik "Danzig" odholowuje okręt w rejon Szańca Mew. Z nowego miejsca ponownie "Schleswig - Holstein" ostrzeliwuje Westerplatte od godz.07:40 do 07:50, od 08:15 do 08:28 i od 08:48 do 09:28 z wszystkich dział zużywając 96 pocisków 28 cm, 407 pocisków 15 cm, 366 pocisków 8,8 cm. 2 września "Schleswig - Holstein" przeholowany zostaje w głąb portu cumując przy Dworcu Wiślanym skąd o godz.12:03 otwiera ogień ostrzeliwując polskie pozycje w Redłowie, ostrzał trwał do godz.12:20. Pancernik zużył 41 pocisków 28 cm i 15 pocisków 15 cm. Ponowny ostrzał tym razem Witomina i Redłowa przeprowadził 4 września w godzinach 09:18 - 12:00 zużywając 56 pocisków 15 cm. 5 września oddał 13 strzałów z dział 15 cm do radiostacji gdyńskiej. Dwa dni później rano pancernik przeholowano w rejon Szańca Mew skąd ponownie ostrzelał Westerplatte w godzinach 06:08 do 06:40. Po kapitulacji załogi Westerplatte "Schleswig - Holstein" podpływa w rejon wyjścia z portu skąd ostrzeliwuje Kępę Oksywską i Hel. Ostrzał powtarza następnego dnia kierując ogień przeciwko polskim oddziałom na Oksywiu zużywając 10 pocisków 28 cm i 192 pociski 15 cm. 11 września ostrzeliwuje działami 28 cm port na Oksywiu. Po kilkudniowej przerwie 18 września "Schleswig - Holstein" w eskorcie trałowców podszedł w rejon Redłowa i o godz. 11:45 ostrzeliwał Oksywie zużywając 155 pocisków 15 cm, o 12:40 ostrzeliwał Obłuże oddając pięć strzałów z artylerii 28 cm, o 13:03 ponownie przeprowadza ostrzał Obłuża zużywając 7 pocisków 28 cm, o godz. 14:16 oddaje 22 strzały z dział 15 cm w kierunku Ostrowia. Ostatnie tego dnia strzały oddaje o godz.15:29 na Oksywie z dział 15 cm zużywając 6 pocisków. Po ostrzale cumuje w Nowym Porcie, tam 19 września na okręt przybywa kontradmirał Schmundt i podnosi swoją flagę. 21 września Hitler, który przybył na Westerplatte pozdrawia załogę okrętu przemaszerowując przez zebraną załogą. Jeszcze tego samego dnia o godz.14:00 okręt oddał 13 strzałów w kierunku Helu. 23 września wraz z siostrzanym okrętem "Schleisen" ostrzeliwuje z Gdańska Hel oddając 33 strzały z dział 28 cm. Następnego dnia oba okręty opuszczają Gdańsk i podążają w asyście trałowców w kierunku Gdyni. O godz.09:06 "Schleswig - Holstein" jako pierwszy otwiera ogień w kierunku Helu oddając 16 strzałów z dział kalibru 28 cm. Po otwarciu ognia przez artylerię helską oba okręty wycofały się do Gdańska. Ponowne wyjście nastąpiło następnego dnia. O godz.09:26 będąc na wysokości Orłowa pancernik otworzył ogień do baterii helskiej. O godz. 10:35 po wystrzeleniu 70 pocisków 28 cm i 123 kalibru 15 cm ogień wstrzymano i okręt odpłynął do Gdańska gdzie przybył o godz. 12:22. 27 września "Schleswig - Holstein" o godz.05:05 opuścił Gdańsk i udał się w rejon Orłowa skąd o godz. 11:57 otworzył z wieży A ogień do baterii helskiej. Pomiędzy czwartą a piątą salwą o godz.12:02 pancernik otrzymał trafienie pociskiem 15,5 cm w prawoburtową kazamatę działa 15 cm. Rannych zostało 3 marynarzy z obsługi działa oraz 4 kadetów będących w rufowym pomieszczeniu umywalni. O godz. 12:05 okręt przerwał ogień i wycofał się bliżej Gdańska wznawiając ogień z wieży B. Do Gdańska powrócił o godz. 14:30. 12 października "Schleswig - Holstein" opuscił Gdańsk udając się do Świnoujścia, a potem do Kilonii gdzie wyokrętował kadetów. Po remoncie okręt 8 grudnia przybył do Świnoujścia, a 15 grudnia do Gdańska, po czym powrócił do Kilonii W kwietniu 1940 roku uczestniczył w zajęciu Danii, następnie w latach 1941-1944 służył jako okręt szkolny i hulk mieszkalny w Gdyni. Od września 1944 roku, ze wzmocnioną artylerią przeciwlotniczą, służył jako okręt obrony plot. "Schleswig-Holstein" został zbombardowany w wielkim nalocie brytyjskim na Gdynię 18/19 grudnia 1944, na skutek czego zatonął. Po wojnie został podniesiony przez Rosjan, karierę zakończył jako ćwiczebny okręt-cel. Nazwę "Schleswig-Holstein" obecnie nosi niemiecka fregata rakietowa typu F123, oddana do służby w 1995.
Historia
- 17 grudnia 1906 - wodowanie (Stocznia Germania Werft w Kilonii)
- 6 lipca 1908 - wejście do służby
- 19 grudnia 1944 - zbombardowany przez lotnictwo u wejścia do portu w Gdyni, osiadł na płyciźnie 26 grudnia
- 20 grudnia 1944 - na pokładzie wybucha pożar, okręt płonie przez 12 godzin
- 25 stycznia 1945 - skreślenie z listy floty
- 21 marca 1945 - wysadzony w powietrze przed zdobyciem Gdyni przez wojska radzieckie
- 1946 - podniesiony przez Sowietów, odholowany do Tallinna, gdzie służył jako hulk
- od 1948 - używany jako cel dla lotnictwa na mieliźnie w pobliżu wyspy Odsmussar
- 1950-1956 - wrak pocięty na złom
Źródło: Wikipedia (na licencji GNU FDL)
---
Artykuł pochodzi z serwisu Publikuj.org.
sobota, 19 marca 2011
Budując B-17
Autorem artykułu jest Maurycy Szuran
Boeing B-17 nie bez powodu dorobił się przydomku "Latająca forteca". Ciężki bombowiec Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych budził przerażenie wśród wrogów i respekt wśród sojuszników.
Fortecę zaprojektowały zakłady Boeinga, uczestnicząc w przetargu ogłoszonym przez Armię Stanów Zjednoczonych na początku lat trzydziestych. Zwycięzca miał zdobyć kontrakt na produkcję dwustu maszyn. Wymagania stawiane przez armię były następujące: samolot musiał być zdolny do dziesięciogodzinnego lotu na wysokości trzech kilometrów, z prędkością 320 kilometrów na godzinę. Oczekiwaną ładowność maszyny określono lakonicznie jako "znaczną".
Konstrukcja Boeinga wygrała z projektami zaproponowanymi przez zakłady Douglasa i Martina. Ogromny B-17 (wówczas znany jako Model 299) był uzbrojony w pięć karabinów maszynowych, a także mógł zabrać na pokład ponad dwie tony bomb. Gdy po raz pierwszy zaprezentowano samolot prasie, będący pod wrażeniem reporter Seattle Times określił go mianem "latającej fortecy".
Pierwszy lot testowy "forteca" odbyła w roku 1935. Zakończył się on nadzwyczaj pomyślnie, jednak kolejna próba była katastrofą. Nieprzyzwyczajeni do specyfiki sterowania nową maszyną piloci, wskutek własnego błędu, rozbili się tuż po starcie. Nie zniechęciło to polityków i dowódców armii do samego samolotu - osiągającego znacznie lepsze wyniki niż konkurencja - lecz uświadomiło im, że egzemplarze zastępcze będą bardzo kosztowne. Nie chodziło tylko o fakt, że niemożliwe były oszczędne, tanie loty - m.in. ze względu na duże zużycie paliwa. Koszty generowała przede wszystkim produkcja nowoczesnych, wydajnych podzespołów. Gdy problem został nagłośniony, dowództwo zrezygnowało z Boeingów na rzecz samolotów Douglasa.
Wyniki osiągane podczas testów mówiły jednak same za siebie: B-17 był bezkonkurencyjny. Siły Powietrzne przeforsowały zakup trzynastu egzemplarzy samolotu w celach testowych. Piloci Fortecy, świadomi zagrożenia w razie niedopełnienia wymaganych czynności przed startem, wprowadzili nowy zwyczaj, który przetrwał do dziś - wykonywanie szeregu poleceń z odgórnie ustalonej listy kontrolnej.
Samolot sprawował się tak dobrze, jak tego oczekiwano. Jego cena jednak pozostawała wysoka, więc kolejne dostarczane partie były skromne - zamówienia nie przekraczały dziesięciu egzemplarzy naraz. Dopiero w roku 1940, gdy Amerykanie stali się świadomi zagrożenia ze strony państw Osi, zlecono Boeingowi produkcję ponad pięciuset maszyn.
Do chwili zakończenia produkcji w niebo wzbiło się łącznie niemal trzynaście tysięcy "latających fortec". Były to jedne z najbardziej niezawodnych samolotów w historii lotnictwa. Choć wiele załóg, które zajęły miejsca na pokładzie podczas wojny, otrzymało bilety lotnicze w jedną tylko stronę, powszechnie uważa się że liczba ofiar byłaby znacznie większa, gdyby korzystano z samolotów konkurencji.
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Potyczki B-17
Potyczki B-17
Autorem artykułu jest Maurycy Szuran
Boeing B-17, zwany także "latającą fortecą", to jeden z najlepszych bombowców w historii lotnictwa, z niezwykle bogatą historią udziału w drugiej wojnie światowej.
Choć to Siły Powietrzne Armii Stanów Zjednoczonych zleciły zaprojektowanie i wyprodukowanie "latającej fortecy", to brytyjskie Królewskie Siły Powietrzne wprowadziły maszyny Boeinga do służby jako pierwsze. Stało się to w roku 1941 - Amerykanie natomiast włączyli B-17 do walki w rok później. Anglicy byli jednak rozczarowani dwudziestoma nowymi nabytkami. Maszyny, które w testach przeprowadzonych w USA wypadły bezkonkurencyjnie, w warunkach walki z niemieckim Luftwaffe nie sprawdzały się tak, jak tego oczekiwano.
Przede wszystkim Brytyjczycy liczyli, że szybkie, dobrze uzbrojone i dość zwrotne samoloty będą mogły uczestniczyć w operacjach samodzielnie. Piloci RAF szybko przekonali się, że B-17 wymagają eskorty myśliwców. Ponadto były one dość specyficznie zaprojektowane - choć miały znakomite osiągi, to ich obsługa okazywała się na tyle trudna, że amerykańscy testerzy musieli wprowadzić tradycję korzystania z przedstartowej listy kontrolnej, aby uniknąć wypadków w pierwszych minutach lotu. Nienawykli do takich zwyczajów Anglicy, wskutek nieobeznania z maszyną, w ciągu pierwszych miesięcy stracili aż osiem egzemplarzy "fortecy" - czy to przez zestrzelenia spowodowane nadmierną pewnością siebie, czy w wyniku popełnionych przez siebie błędów. Pozostałe maszyny zostały szybko wycofane z frontu i przeniesione do ochrony wybrzeża, gdzie sprawdziły się bardzo dobrze - były tak precyzyjne, że jednej z załóg udało się zatopić niemiecką łódź podwodną.
W siłach powietrznych USA B-17 działał na frontach w Europie i na Pacyfiku. W ramach operacji takich jak Pointblank, z zaskakująco dobrym skutkiem bombardowano niemieckie fabryki i linie zaopatrzenia. Czasem zwycięsto okupione było jednak wysokim kosztem. Największe straty - w dniu, który nazwano "czarnym czwartkiem" - poniesione zostały podczas bombardowania Schweinfurtu, 14 października 1943 r. Stracono łącznie 77 maszyn - większość w wyniku zestrzelenia, choć kilka wycofano ze służby ze względu na stan techniczny. Cel operacji został osiągnięty, lecz w jej trakcie zginęło ponad sześciuset członków załóg.
Na Pacyfik pierwsza eskadra B-17 dotarła w dniu ataku na Pearl Harbor. Jej piloci nie byli świadomi, że kilka kilometrów przed nimi trwa zacięta walka; sądzili, że ich koledzy strzelają na wiwat. Tym razem piloci nie mieli szansy aby się wykazać. W przeciwieństwie do maszyn wykorzystywanych w Europie, na oceanie "fortece" brały głównie udział w bitwach z japońską flotą. Odnosiły sukcesy w dużej mierze dzięki temu, że potrafiły latać na wysokościach większych niż myśliwce wroga.
Co ciekawe, aż dwadzieścia trzy B-17 służyły w armii Związku Radzieckiego - choć nigdy oficjalnie Rosjanom nie podarowano ani nie sprzedano takich samolotów. Były to egzemplarze zdobyczne, które musiały lądować awaryjnie w drodze powrotnej z nalotów bombowych. Kilkanaście maszyn w taki sam sposób zdobyli Niemcy - oni jednak wprawiali się w pilotażu boeingów głównie dlatego, by poznać ich wady.
Statystyki "latającej fortecy" są imponujące: w trakcie drugiej wojny światowej niemal trzynaście tysięcy samolotów tego typu zrzuciło na wroga ponad sześćset tysięcy ton bomb. Najważniejsze dla ich pilotów były jednak nie statystyki, a bilety w drogę powrotną do domu. Dzięki B-17 otrzymało je znacznie więcej załóg, niż w przypadku korzystania z samolotów konkurencji (np. samolotów Douglasa). Maszyna Boeinga uratowała mnóstwo istnień i przyczyniła się do szybszego zakończenia konfliktu. Dziś można ją zobaczyć w muzeach lotnictwa w Ameryce i Wielkiej Brytanii.
---
Autor jest związany z portalem, w którym kupisz najtańsze bilety lotnicze - www.lotnicze-bilety.pl
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Kosciół w służbie swastyki
Kościół w służbie swastyki
Autorem artykułu jest Rafał Mroczkowski
Pisząc o Kościele nie można pominąć jednego z najbardziej gorących rozdziałów Jego historii–czasu drugiej wojny światowej. Szukając danych najpierw zaglądnąłem na stronę "opoka" dla sprawdzenia co tam piszą religianci. Wrażenie wcisnęło mnie w fotel.
„od śmierci Piusa XII-papieża, którego pontyfikat przypadł na najtrudniejszy dla Kościoła okres XX wieku: prześladowania rasistowskie i religijne rozpętane przez nazistowski i komunistyczny totalitaryzm, wojna światowa, masowe ludobójstwo, dominacja ateistycznych reżimów w Europie Wschodniej-wszystko to było wielką próbą dla papieża, który zasłużył sobie na miano niestrudzonego obrońcy pokoju i opiekuna prześladowanych.” Materiały źródłowe mówią nam zupełnie co innego.
Zacznijmy jednak od ostatniego epizodu tej skrzętnie ukrywanej i wielokrotnie mataczonej historii Kościoła, mam tu na myśli list biskupów polskich do niemieckich z 1965, nazywany później orędziem, uważany za jeden z najważniejszych etapów pojednania polsko-niemieckiego po II wojnie światowej. Z listu pochodzi cytat: przebaczamy i prosimy o wybaczenie [dosłownie: udzielamy wybaczenia i prosimy o nie]. Orędzie podpisało 34 polskich biskupów, m.in. kardynał Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła. Zastanówmy się co Kościół polski miał wybaczyć niemieckiemu?
Dnia 12 marca 1938 roku Hitler, nie napotykając oporu, wkroczył do Austrii i wkrótce przyłączył ją do Niemiec. Tydzień później sześciu biskupów austriackich, wśród nich kardynał Theodor Innitzer, podpisało uroczystą deklarację, w której oświadczyli: "jako biskupi uważamy za swą oczywistą powinność obywatelską, by jako Niemcy opowiedzieć się za Rzeszą Niemiecką". W trakcie wielkiego przyjęcia w Wiedniu, kardynał Innitzer należał do pierwszych, którzy przywitali Hitlera pozdrowieniem nazistowskim. Nakazał także zawiesić we wszystkich kościołach austriackich flagi ze swastyką, bić w dzwony i modlić się za nazistowskiego dyktatora. Prasa austriacka opublikowała (Feierliche Erklärung) dnia 28 marca 1938r. Gazetowy nagłówek tej deklaracji brzmiał: "Bekenntnis der katholischen Kirche zu Grossdeutschland. Episkopat für Nationalsozialismus" (Opowiedzenie się Kościoła katolickiego za Wielkimi Niemcami. Episkopat popiera narodowy socjalizm). Kościelni dostojnicy prześcigali się w biciu pokłonów Hitlerowi. W 1939 roku, w dzienniku urzędowym diecezji bamberskiej, znalazł się takie oto kazanie, z okazji urodzin Führera.
Poparcie dla Hitlera ze strony niemieckich biskupów katolickich nie ustało bynajmniej w chwili wybuchu wojny, lecz było odtąd wyrażane jeszcze gorliwiej. W wielu wypowiedziach zwracali się oni do narodu niemieckiego, by okazywał Hitlerowi posłuszeństwo i z determinacją mu służył. M.In w "Vademecum für den katholischen Soldaten" (Vademecum dla katolickiego żołnierza).
Gdy jesienią 1939 roku polscy katolicy ginęli masowo, niemieccy katolicy, zachęcani do tego przez swych kardynałów i biskupów, modlili się o to, by nie ucierpiała hitlerowska Rzesza. Modlitwa, odmawiania przez księży diecezji münsterskiej, na polecenie ordynariusza, hrabiego Galena.
Po nieudanym zamachu na Hitlera, w listopadzie 1939 roku, kardynał Faulhaber odprawił, w monachijskim kościele Najświętszej Marii Panny, uroczystą mszę dziękczynną i wraz ze wszystkimi biskupami bawarskimi pogratulował Hitlerowi ocalenia.
Na początku roku 1940, biskup Augsburga, Kumpfmüller, zapewnił, że Chrystus jest "zawsze najlepszym towarzyszem broni". "Chrystus dochowuje wierności temu sztandarowi, któremu ślubował ofiarność, bez względu na to, co miałoby się zdarzyć" (źródło: "Münchner Katholische Kirchenzeitung" z 7 stycznia 1940 roku, str.3)
W memoriale wszystkich katolickich biskupów Niemiec, z 10 grudnia 1941 roku, owi dostojnicy Kościoła stwierdzają.
W memoriale wszystkich katolickich biskupów Niemiec, z 10 grudnia 1941 roku, owi dostojnicy Kościoła stwierdzają.
Ogromne znaczenie w popieraniu zbrodnii hitlerowskich miał papież Pius XII (Pacelli). Ten zagorzały fan faszyzmu nie krył swojego uwielbienia Hitlerem. Od samego początku swego pontyfikatu, Pacelli podkreślał, iż Führer jest prawowitym przywódcą Niemców, a kto odmówi mu posłuszeństwa, ten zgrzeszy.
Na rok przed hitlerowską inwazją na Rosję, podsekretarz stanu w rządzie Rzeszy Luther doszedł, w dłuższym memorandum, do następującego wniosku: "Obecny papież już od chwili wybuchu wojny wiąże swe plany polityczne ze zwycięstwem państw osi". Dlatego też, szef wywiadu - Schellenberg, Obergruppenführer SS - podsumował swoją pięciostronicową relację z rozmowy z papieżem: "Papież uczyni wszystko, co w jego mocy, żeby zapewnić zwycięstwo Niemiec. Jego celem jest zniszczenie Rosji".
Po inwazji Hitlera na Rosję, Pius XII z radością mówił, w swym radiowym orędziu, o "dających sercu nadzieję na rzeczy wielkie, święte", i dostrzegał "wspaniałą ofiarność walczących w obronie zrębów chrześcijańskiej kultury", wyrażając ufność w "ich triumf".
Kiedy Anglia i Francja wezwały go, by potępił Niemcy jako agresora i sprawcę drugiej wojny światowej - papież odrzucił ich apel. Zamiast tego - niejednokrotnie dawał wyraz "nie tylko najgorętszej sympatii dla Niemiec, ale i podziwowi dla wielkości Hitlera" i polecił dwóm nuncjuszom, by przekazali mu, że papież nie pragnie "niczego bardziej, niż zwycięstwa Führera" !
Po inwazji Hitlera na Rosję, Pius XII z radością mówił, w swym radiowym orędziu, o "dających sercu nadzieję na rzeczy wielkie, święte", i dostrzegał "wspaniałą ofiarność walczących w obronie zrębów chrześcijańskiej kultury", wyrażając ufność w "ich triumf".
Kiedy Anglia i Francja wezwały go, by potępił Niemcy jako agresora i sprawcę drugiej wojny światowej - papież odrzucił ich apel. Zamiast tego - niejednokrotnie dawał wyraz "nie tylko najgorętszej sympatii dla Niemiec, ale i podziwowi dla wielkości Hitlera" i polecił dwóm nuncjuszom, by przekazali mu, że papież nie pragnie "niczego bardziej, niż zwycięstwa Führera" !
Po dołączeniu się Stanów Zjednoczonych do wojny, po klęsce 6 Armii pod Stalingradem i faktycznym odwrotem armii niemieckiej z Rosji, po klęsce w Afryce, wielu oficerów i zwykłych żołnierzy doszło do wniosku, że wojna jest przegrana i zbędna jest rzeź niemieckich żołnierzy i cywili. Mikroskopijna opozycja wobec Hitlera napotkała na swej drodze barierę, którą bardzo ciężko było przełamać - złożoną przysięge wierności Wodzowi i nie mogło otwarcie przeciwstawić się jego polityce. Zdemaskowanie przez papieża zbrodni na okupowanych terenach na pewno zmieniłoby ich stosunek do tej przysięgi. Urosłaby też zdecydowanie opozycja wobec Hitlera.
Moralnym więc obowiązkiem papieża było nie pozostawiać niemieckich katolików czy nawet protestantów w paranoi, zwiększanej przez sam Kościół, że walczyli w imię słusznej sprawy, podczas gdy uczestniczyli w jednej z największych zbrodni w historii. Pius XII był doskonale zorientowany w tym co się działo w Europie, i jest obciążony pośrednią winą za śmierć milionów ludzi. Począwszy od Polski - bastionu katolicyznu w Europie. Dlaczego też Pius XII był w takim zaślepieniu? . Taka była polityka Watykanu - czyli maksymalne zabezpieczenie interesów kościelnych w Europie, szansa podporządkowania sobie prawosławnej Rosji, późniejszego jej "nawrócenia" i paniczny strach przed bolszewikami, których zabijał Hitler-katolik.
Moralnym więc obowiązkiem papieża było nie pozostawiać niemieckich katolików czy nawet protestantów w paranoi, zwiększanej przez sam Kościół, że walczyli w imię słusznej sprawy, podczas gdy uczestniczyli w jednej z największych zbrodni w historii. Pius XII był doskonale zorientowany w tym co się działo w Europie, i jest obciążony pośrednią winą za śmierć milionów ludzi. Począwszy od Polski - bastionu katolicyznu w Europie. Dlaczego też Pius XII był w takim zaślepieniu? . Taka była polityka Watykanu - czyli maksymalne zabezpieczenie interesów kościelnych w Europie, szansa podporządkowania sobie prawosławnej Rosji, późniejszego jej "nawrócenia" i paniczny strach przed bolszewikami, których zabijał Hitler-katolik.
Innym aspektem był udział Watykanu i biskupów w ratowaniu zbrodniarzy wojennych przed katem. Marzeniem każdego historyka jest między innymi wgląd w archiwa watykańskie tego okresu. Mariusz Agnosiewicz w swojej książce "Kościół a faszyzm. Anatomia kolaboracji" pozbierał informacje na ten chwalebny temat.
Droga klasztorów i wielkie serce Caritasu
Na watykańskich papierach uciekł m.in. Adolf Eichmann, przy pomocy o. Benedettiego. Na pytanie, czy tą samą drogą zbiegli również inni hitlerowcy, Joel Brand zeznał: „Tak, bardzo wielu generałów SS dotarło tą drogą do Egiptu. I nie zapomnijmy o Bormannie”. Główny „łowca nazistów”, założyciel Żydowskiego Centrum Dokumentacji, Szymon Wiesenthal wskazuje także na zaangażowanie Caritasu: „Duchowieństwo rzymskokatolickie, głównie franciszkanie, pomagali ODESSA szmuglować uciekinierów – od klasztoru do klasztoru, aż do Rzymu, gdzie byli odbierani przez Caritas”. W tajnym raporcie datowanym na 15 maja 1947 r., przesłanym do Waszyngtonu, Vincent la Vista z amerykańskich służb bezpieczeństwa twierdzi, że Watykan był „największą pojedynczą organizacją zamieszaną w nielegalne emigracje”, pomagającą wszystkim, bez względu na ich przekonania polityczne, którzy byli nastawieni antykomunistycznie i działali w interesie Kościoła. „Bliższe dochodzenie ujawniło, że w krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie Kościół reprezentuje czynniki mające kontrolę lub dominujące, Watykan wywarł presję na ich rzymskie ambasady, w rezultacie której przyjęły one pozytywne nastawienie do imigracji byłych nazistów i faszystów do ich krajów, o ile byli nastawieni antykomunistycznie”, podaje raport. La Vista wymienia organizacje kościelne, które zajmowały się nielegalnymi ucieczkami, m.in. Austriacki i Chorwacki Komitet Pomocy. W tym okresie Rzym stał się głównym miejscem „pielgrzymek” nazistów, potrzebujących bezpiecznego zakwaterowania, jedzenia, ubrania, pieniędzy, a przede wszystkim fałszywych dokumentów umożliwiających im spokojne opuszczenie Europy przez włoskie porty międzynarodowe w Genui i Neapolu. John Loftus, który od 1979 r. w Nadzwyczajnym Departamencie Śledczym amerykańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości zajmował się ściganiem i deportowaniem nazistowskich zbrodniarzy wojennych,pisał: „Watykan zawsze utrzymywał, że nie był świadomy tożsamości osób, którym świadczył pomoc humanitarną. W istocie jednak wielu wpływowych duchownych nie tylko wiedziało, którzy byli nazistami, ale i celowo ich poszukiwali i zapewniali im preferencyjne traktowanie”. Pomoc dla faszystów koordynował austriacki biskup Alois Hudal, rektor Collegio Teutonico di Santa Maria dell’Anima w Rzymie i przewodniczący Papieskiego Komitetu Pomocy w Austrii, który otwarcie przyznał, że pomógł wielu nazistom, którzy, jego zdaniem, „często byli całkowicie niewinni”. „Niech Bóg błogosławi odrodzeniu Niemiec” – pisał w grudniu 1948 r. W swoich dziennikach pisał: „dzięki fałszywym dokumentom wielu z nich uratowałem. Mogli się wymknąć prześladowcom i uciec do szczęśliwszych krajów”. Dopomógł w ucieczce m.in. Josefowi Mengele (przeprowadzał eksperymenty pseudomedyczne w obozie Auschwitz), Aloisowi Brunnerowi (kierował deportacją Żydów z Francji i Słowacji do obozów zagłady), Walterowi Rauffowi (konstruktor samochodowych komór gazowych), Franzowi Stanglowi (komendant dwóch obozów śmierci – Sobiboru i Treblinki), Gustavowi Wagnerowi (zastępca komendanta Sobiboru), Klausowi Barbiemu (kat Lyonu), Gerhardowi Bohne (współodpowiedzialny za zabójstwo 15 tysięcy osób niepełnosprawnych), Kurtowi Christmannowi (dowódca Sonderkommando 10a, mordującego Żydów w ZSRR), Erichowi Priebke (oficer SS, współodpowiedzialny za egzekucję 335 Włochów), Hansowi- Ulrichowi Rudel (jeden z najskuteczniejszych niemieckich pilotów bombowych i szturmowych), Edwardowi Roschmannowi (rzeźnik Rygi). Franz Strangl, odpowiedzialny za śmierć 900 tys. ludzi, został upolowany po sześcioletnich poszukiwaniach w Brazylii przez centrum Szymona Wiesenthala w roku 1967. Gdy oczekiwał na procesw jednym z wywiadów powiedział: „Uciekłem z aresztu śledczego w Linzu 30 maja 1948 r. Dowiedziałem się później, że biskup Hudal w Watykanie pomaga oficerom SS. Udałem się więc do Rzymu”. „Biskup wszedł do pokoju w którym czekałem, wyciągnął ku mnie ręce i powiedział: «Musisz być Franz Strangl. Oczekiwałem cię!»” Strangl opowiedział następnie, jak biskup zorganizował mu zakwaterowanie w Rzymie, paszport Czerwonego Krzyża oraz wizę do Syrii, a nawet pracę w Damaszku. Zaangażowanie „brunatnego biskupa” po stronie nazizmu było szczere i przemyślane.
W swoich pamiętnikach Hudal chwali się, jak pomógł Otto Wächterowi, byłemu gubernatorowi „okręgu Galicja”, który jest odpowiedzialny za śmierć setek tysięcy Żydów. Po wojnie Wächter został ukryty w Rzymie, jako mnich w jednym z klasztorów pod nazwiskiem Otto Reinhardt. Hudal z wyraźnym wzruszeniem opisuje jego śmierć w 1949 r.: „W rzymskim szpitalu Santo Spirito zmarł na moich rękach, pocieszany przeze mnie do ostatniej chwili, wicegubernator Polski, Generalleutnant i Sturmbannführer SS, baron von Wächter, poszukiwany przez aliantów i Żydów. Podczas gdy jego szef, gubernator generalny Hans Frank, został powieszony w Norymberdze, Wächter – między innymi dzięki pomocy ze strony włoskich duchownych – ukrywał się przez kilka miesięcy pod zmienionym nazwiskiem w Rzymie, dopóki nie został otruty”. (...) Pomoc okazywana przez Kościół zbrodniarzom, którym nagle grunt osunął się spod nóg, bywało, że czyniła z nich oddanych synów Kościoła. I tak „architekt Holocaustu”, Adolf Eichmann, tak wyrażał swą wdzięczność wobec Kościoła w 1959 r.: „Z najgłębszą wdzięcznością wspominam pomoc, którą otrzymałem od duchownych katolickich, w czasie ucieczki z Europy. Postanowiłem spłacić mój dług wdzięczności przechodząc na katolicyzm”. (...) Hitlerowska legenda lotnictwa Hans-Ulrich Rudel pisał z Argentyny pełen wdzięczności: „Byli tacy, którzy w przebraniu zakonnym wędrowali przez Alpy od klasztoru do klasztoru. Ludzie mają różny stosunek do katolicyzmu, ale to, co w tamtych latach uczynił Kościół, a zwłaszcza, co uczyniły pewne wybitne jednostki spośród hierarchów kościelnych, ratując przed pewną śmiercią wartościową część naszego narodu, nie może pójść w zapomnienie!”. Korzystając z pomocy „drogi klasztorów” uciekły do Ameryki Łacińskiej setki esesmanów, wśród nich kilku najcięższych zbrodniarzy wojennych. Walter Kutschmann, odpowiedzialny za zamordowanie tysięcy Żydów w Polsce i licznych deportacji z Francji, zdołał zbiec w 1948 roku, w czym pomógł mu hiszpański zakon karmelitów.Także Erichn Priebke otrzymał od Papieskim Komitecie Pomocy swoje nowe dokumenty na nazwisko Otto Pape, które umożliwiły mu otrzymanie paszportu Czerwonego Krzyża. „Ze swoim paszportem nie mogłem przecież podróżować – wyznał potem – dlatego biskup Hudal pomógł mi w Watykanie, dając paszport Czerwonego Krzyża in blanco”. Priebke, najbliższy współpracownik szefa gestapo w Rzymie, uczestniczył 24 marca 1944 roku w masakrze w jaskiniach Ardeatyńskich pod Rzymem, największej zbrodni nazistowskiej na włoskiej ziemi. Katoliccy autorzy starają się bagatelizować „zasługi” Hudala i jego pomocników w akcji ocalania faszyzmu, twierdząc, że robił on to na własną rękę, że papież nie wiedział i nie popierał. Tymczasem biskup pomocniczy Wiednia oraz szef wiedeńskiego Caritasu pisał:
„Biskup Hudal był bardzo blisko papieża Piusa XII – nie ma co do tego wątpliwości; byli przyjaciółmi”. Uki Goñi, autor fundamentalnej publikacji na temat roli Watykanu w ucieczce nazistów, wydanej jak dotąd w kilku krajach – pt. Prawdziwa Odessa, zauważa: „Biskupi i arcybiskupi, jak Hudal czy Siri, czynili wszelkie niezbędne przygotowania. Księża tacy jak Draganović, Heinemann czy Dömöter podpisywali wnioski paszportowe. W obliczu tak jednoznacznych dowodów pytanie o to, czy papież Pius XII był w pełni informowany o całej akcji, jest nie tylko zbędne, ale też całkowicie naiwne”.
---Na watykańskich papierach uciekł m.in. Adolf Eichmann, przy pomocy o. Benedettiego. Na pytanie, czy tą samą drogą zbiegli również inni hitlerowcy, Joel Brand zeznał: „Tak, bardzo wielu generałów SS dotarło tą drogą do Egiptu. I nie zapomnijmy o Bormannie”. Główny „łowca nazistów”, założyciel Żydowskiego Centrum Dokumentacji, Szymon Wiesenthal wskazuje także na zaangażowanie Caritasu: „Duchowieństwo rzymskokatolickie, głównie franciszkanie, pomagali ODESSA szmuglować uciekinierów – od klasztoru do klasztoru, aż do Rzymu, gdzie byli odbierani przez Caritas”. W tajnym raporcie datowanym na 15 maja 1947 r., przesłanym do Waszyngtonu, Vincent la Vista z amerykańskich służb bezpieczeństwa twierdzi, że Watykan był „największą pojedynczą organizacją zamieszaną w nielegalne emigracje”, pomagającą wszystkim, bez względu na ich przekonania polityczne, którzy byli nastawieni antykomunistycznie i działali w interesie Kościoła. „Bliższe dochodzenie ujawniło, że w krajach Ameryki Łacińskiej, gdzie Kościół reprezentuje czynniki mające kontrolę lub dominujące, Watykan wywarł presję na ich rzymskie ambasady, w rezultacie której przyjęły one pozytywne nastawienie do imigracji byłych nazistów i faszystów do ich krajów, o ile byli nastawieni antykomunistycznie”, podaje raport. La Vista wymienia organizacje kościelne, które zajmowały się nielegalnymi ucieczkami, m.in. Austriacki i Chorwacki Komitet Pomocy. W tym okresie Rzym stał się głównym miejscem „pielgrzymek” nazistów, potrzebujących bezpiecznego zakwaterowania, jedzenia, ubrania, pieniędzy, a przede wszystkim fałszywych dokumentów umożliwiających im spokojne opuszczenie Europy przez włoskie porty międzynarodowe w Genui i Neapolu. John Loftus, który od 1979 r. w Nadzwyczajnym Departamencie Śledczym amerykańskiego Ministerstwa Sprawiedliwości zajmował się ściganiem i deportowaniem nazistowskich zbrodniarzy wojennych,pisał: „Watykan zawsze utrzymywał, że nie był świadomy tożsamości osób, którym świadczył pomoc humanitarną. W istocie jednak wielu wpływowych duchownych nie tylko wiedziało, którzy byli nazistami, ale i celowo ich poszukiwali i zapewniali im preferencyjne traktowanie”. Pomoc dla faszystów koordynował austriacki biskup Alois Hudal, rektor Collegio Teutonico di Santa Maria dell’Anima w Rzymie i przewodniczący Papieskiego Komitetu Pomocy w Austrii, który otwarcie przyznał, że pomógł wielu nazistom, którzy, jego zdaniem, „często byli całkowicie niewinni”. „Niech Bóg błogosławi odrodzeniu Niemiec” – pisał w grudniu 1948 r. W swoich dziennikach pisał: „dzięki fałszywym dokumentom wielu z nich uratowałem. Mogli się wymknąć prześladowcom i uciec do szczęśliwszych krajów”. Dopomógł w ucieczce m.in. Josefowi Mengele (przeprowadzał eksperymenty pseudomedyczne w obozie Auschwitz), Aloisowi Brunnerowi (kierował deportacją Żydów z Francji i Słowacji do obozów zagłady), Walterowi Rauffowi (konstruktor samochodowych komór gazowych), Franzowi Stanglowi (komendant dwóch obozów śmierci – Sobiboru i Treblinki), Gustavowi Wagnerowi (zastępca komendanta Sobiboru), Klausowi Barbiemu (kat Lyonu), Gerhardowi Bohne (współodpowiedzialny za zabójstwo 15 tysięcy osób niepełnosprawnych), Kurtowi Christmannowi (dowódca Sonderkommando 10a, mordującego Żydów w ZSRR), Erichowi Priebke (oficer SS, współodpowiedzialny za egzekucję 335 Włochów), Hansowi- Ulrichowi Rudel (jeden z najskuteczniejszych niemieckich pilotów bombowych i szturmowych), Edwardowi Roschmannowi (rzeźnik Rygi). Franz Strangl, odpowiedzialny za śmierć 900 tys. ludzi, został upolowany po sześcioletnich poszukiwaniach w Brazylii przez centrum Szymona Wiesenthala w roku 1967. Gdy oczekiwał na procesw jednym z wywiadów powiedział: „Uciekłem z aresztu śledczego w Linzu 30 maja 1948 r. Dowiedziałem się później, że biskup Hudal w Watykanie pomaga oficerom SS. Udałem się więc do Rzymu”. „Biskup wszedł do pokoju w którym czekałem, wyciągnął ku mnie ręce i powiedział: «Musisz być Franz Strangl. Oczekiwałem cię!»” Strangl opowiedział następnie, jak biskup zorganizował mu zakwaterowanie w Rzymie, paszport Czerwonego Krzyża oraz wizę do Syrii, a nawet pracę w Damaszku. Zaangażowanie „brunatnego biskupa” po stronie nazizmu było szczere i przemyślane.
W swoich pamiętnikach Hudal chwali się, jak pomógł Otto Wächterowi, byłemu gubernatorowi „okręgu Galicja”, który jest odpowiedzialny za śmierć setek tysięcy Żydów. Po wojnie Wächter został ukryty w Rzymie, jako mnich w jednym z klasztorów pod nazwiskiem Otto Reinhardt. Hudal z wyraźnym wzruszeniem opisuje jego śmierć w 1949 r.: „W rzymskim szpitalu Santo Spirito zmarł na moich rękach, pocieszany przeze mnie do ostatniej chwili, wicegubernator Polski, Generalleutnant i Sturmbannführer SS, baron von Wächter, poszukiwany przez aliantów i Żydów. Podczas gdy jego szef, gubernator generalny Hans Frank, został powieszony w Norymberdze, Wächter – między innymi dzięki pomocy ze strony włoskich duchownych – ukrywał się przez kilka miesięcy pod zmienionym nazwiskiem w Rzymie, dopóki nie został otruty”. (...) Pomoc okazywana przez Kościół zbrodniarzom, którym nagle grunt osunął się spod nóg, bywało, że czyniła z nich oddanych synów Kościoła. I tak „architekt Holocaustu”, Adolf Eichmann, tak wyrażał swą wdzięczność wobec Kościoła w 1959 r.: „Z najgłębszą wdzięcznością wspominam pomoc, którą otrzymałem od duchownych katolickich, w czasie ucieczki z Europy. Postanowiłem spłacić mój dług wdzięczności przechodząc na katolicyzm”. (...) Hitlerowska legenda lotnictwa Hans-Ulrich Rudel pisał z Argentyny pełen wdzięczności: „Byli tacy, którzy w przebraniu zakonnym wędrowali przez Alpy od klasztoru do klasztoru. Ludzie mają różny stosunek do katolicyzmu, ale to, co w tamtych latach uczynił Kościół, a zwłaszcza, co uczyniły pewne wybitne jednostki spośród hierarchów kościelnych, ratując przed pewną śmiercią wartościową część naszego narodu, nie może pójść w zapomnienie!”. Korzystając z pomocy „drogi klasztorów” uciekły do Ameryki Łacińskiej setki esesmanów, wśród nich kilku najcięższych zbrodniarzy wojennych. Walter Kutschmann, odpowiedzialny za zamordowanie tysięcy Żydów w Polsce i licznych deportacji z Francji, zdołał zbiec w 1948 roku, w czym pomógł mu hiszpański zakon karmelitów.Także Erichn Priebke otrzymał od Papieskim Komitecie Pomocy swoje nowe dokumenty na nazwisko Otto Pape, które umożliwiły mu otrzymanie paszportu Czerwonego Krzyża. „Ze swoim paszportem nie mogłem przecież podróżować – wyznał potem – dlatego biskup Hudal pomógł mi w Watykanie, dając paszport Czerwonego Krzyża in blanco”. Priebke, najbliższy współpracownik szefa gestapo w Rzymie, uczestniczył 24 marca 1944 roku w masakrze w jaskiniach Ardeatyńskich pod Rzymem, największej zbrodni nazistowskiej na włoskiej ziemi. Katoliccy autorzy starają się bagatelizować „zasługi” Hudala i jego pomocników w akcji ocalania faszyzmu, twierdząc, że robił on to na własną rękę, że papież nie wiedział i nie popierał. Tymczasem biskup pomocniczy Wiednia oraz szef wiedeńskiego Caritasu pisał:
„Biskup Hudal był bardzo blisko papieża Piusa XII – nie ma co do tego wątpliwości; byli przyjaciółmi”. Uki Goñi, autor fundamentalnej publikacji na temat roli Watykanu w ucieczce nazistów, wydanej jak dotąd w kilku krajach – pt. Prawdziwa Odessa, zauważa: „Biskupi i arcybiskupi, jak Hudal czy Siri, czynili wszelkie niezbędne przygotowania. Księża tacy jak Draganović, Heinemann czy Dömöter podpisywali wnioski paszportowe. W obliczu tak jednoznacznych dowodów pytanie o to, czy papież Pius XII był w pełni informowany o całej akcji, jest nie tylko zbędne, ale też całkowicie naiwne”.
Copyright: Rafał Mroczkowski
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)